Kilka dni temu media obleciała historia Denisa Karagodina, absolwenta uniwersytetu w Tomsku, badającego sprawę śmierci swego pradziadka Stepana, który zginął na początku 1938 roku, w okresie Wielkiego Terroru. Stepan Karagodin został rozstrzelany przez NKWD po tym, jak skazano go w „procesie szpiegowsko-dywersyjnej grupy «charbińców» i deportowanych z Dalekiego Wschodu” jako „rezydenta japońskiego wywiadu wojskowego”. Denis przyszedł do FSB i zażądał zbadania sprawy morderstwa jego pradziada oraz ustalenia winnych tej zbrodni. W Rosji taki krok wydaje się naturalny i zarazem niemożliwy.
Iwan Kurilla
„Niewychłostane pokolenie”
Miliony ludzi w ZSRR zostały pozbawione swoich krewnych w latach państwowego terroru i otrzymały niepełną informację o rehabilitacji w okresie chruszczowowskiej odwilży i niewiele pełniejszy obraz podczas gorbaczowowskiej Pierestrojki – i przeżyły swoją stratę jako osobistą tragedię. Państwo odebrało im ich krewnych i samo już pośmiertnie (albo za życia, jeśli komuś udało się tego dożyć, po dziesięcioleciach spędzonych w Gułagu) uznało ich za niewinnych – i za to można i trzeba było powiedzieć państwo „dziękuję”.
Pokolenie, które przeżyło stalinizm, nauczyło się bać państwa i przekazało swoim dzieciom przykazanie, aby „nie wychylać się”. Szczególny, niemal zabobonny strach odczuwali ludzie przed organami bezpieczeństwa państwowego. Polityczny spokój relatywnie mało opresyjnych czasów Breżniewa prawdopodobnie wynikał częściowo z uległości ludności, która wiedziała z doświadczeń rodziców, że państwo może zacząć zabijać. Nic dziwnego, ze sama myśl o okazaniu państwu jakichkolwiek pretensji przyszła do głowy dopiero prawnukowi skazańca, urodzonemu już po śmierci Breżniewa.
Denis Karagodin podniósł kwestię odpowiedzialności państwa i konkretnych wykonawców terroru, ale nie politycznej, o której mówiono począwszy od XX zjazdu KPZR, lecz tej najbardziej podstawowej, czyli karnej. W istocie rzeczy morderstwo niewinnego człowieka, niezależnie od tego, kto tego dokonał, wymaga śledztwa i ukarania zbrodniarzy. Jeśli zbrodniarze wypełniali rozkaz, to kara powinna rozciągać się na cały łańcuch winnych. A jeśli upłynęło już na tyle dużo czasu, że żadnego z ogniw nie ma już wśród żywych, to dochodzenie karne powinno doprowadzić przynajmniej do ustalenia ich imion i nazwania zbrodni zbrodnią.
Przepracowanie przeszłości
Rosjanie nie mieli własnej komisji narodowego pojednania, ani swojego trybunału dla osądzenia zbrodniarzy. W rezultacie, jak pokazał w swojej niedawno opublikowanej książce „Zniekształcone cierpienie” Aleksandr Etkind, skutki Gułagu do dziś nie zostały przepracowane przez rosyjskie społeczeństwo i przetrwały w kulturze i nauce, a także stosunkach między ludźmi oraz ludźmi i państwem.
Nie raz mówiono, że pełne osądzenie stalinizmu w Rosji nie jest możliwe, ponieważ w odróżnieniu od Niemiec, gdzie denazyfikację przeprowadziły władze okupacyjne, ZSRR nie odniósł wojennej klęski i musiał sam poradzić sobie z własną przeszłością. W rezultacie równowaga politycznych sił nie pozwala jakoby postawić pytania o zbrodnie państwa popełnione za rządów bolszewików. Obrońcy stalinowskiego ZSRR często sprowadzają spór do liczby ofiar: czy dane nie są wyolbrzymione? Czy można mówić o milionach czy jedynie o setkach tysięcy zabitych? Tak jak gdyby przeniesienie sporu w dziedzinę statystyki likwidowała konieczność omówienia tragicznej i zbrodniczej spuścizny państwa.
Denis Karagodin zaproponował własną formę wyjaśnienia relacji z przeszłością: osobiste śledztwo i osobiste poszukiwania informacji o okolicznościach śmierci pradziadka. To konkretny los, a nie sucha statystyka. W archiwach FSB przechowywane są tajemnice donosicieli i katów – czy otworzą się na żądanie obywatela?
Można się spodziewać, że historia Karagodina stanie się wzorem i za jego przykładem pójdą inni krewni skazanych w latach terroru. Nie wiadomo, czy państwo się na to zgodzi. Ale jakie mogą być argumenty przeciwko przeprowadzeniu takiego śledztwa? W czasach radzieckich głównym argumentem był strach. Dziś, aby znaleźć powód do odmowy wszczęcia takiego śledztwa, organa ochrony prawa będą musiały wymyśleć jakąś sensowną podstawę prawną, które z kolei może stać się przyczynkiem do publicznej dyskusji – tej dyskusji, której nie było u nas ani w latach 1950., ani 1980.
„Wielka historia” i rodzinna pamięć
W latach 1980. destalinizacja odbywała się w mediach oraz wśród aktywistów i wielu jawiła się jako rodzaj propagandy: dziennikarze pisali o represjach, Memoriał zbierał dokumenty o represjonowanych, ale społeczeństwo pozostawało generalnie „konsumentem” informacji i w pewnym momencie już się nią „najadło” (tak przynajmniej mówią nam przeciwnicy wznowienia dyskusji o radzieckiej przeszłości). Teraz jednak chodzi o przywrócenie pamięci rodzinnej. W tym sensie destalinizacja może stać się osobistą sprawą setek tysięcy obywateli.
Badacze pamięci jakiś czas temu zaobserwowali eksplozję zainteresowania Rosjan rodzinnymi korzeniami. Badania genealogiczne, historie rodzinne, poszukiwanie archiwalnych dokumentów, metryk i grobów przodków zyskuje popularność w różnych kręgach społecznych i na całym terytorium Rosji. Miejsce „historii z podręcznika” coraz częściej zajmuje historia rodziny jako część historii kraju. A jeśli w historii rodziny są jakieś niezamknięte karty, pokolenie wnuków stara się je zamknąć.
Na początku czerwca wziąłem udział w naukowej konferencji o problemach pamięci historycznej. Częścią tego wydarzenia stało się otwarcie wystawy poświęconej dziadkowi organizatora, który przeżył Gułag i zesłanie do Karłagu [Karagandzki obóz poprawczy, jeden z największych obozów pracy w ZSRR, położony niedaleko Karagandy – przyp. tłum.]. Wnuk uznał za konieczne zrekonstruowanie tragicznych i dramatycznych kart z życia dziadka. Na stronie internetowej Memoriału pojawia się coraz więcej informacji o ofiarach represji i ten rozdział cieszy się dużą popularnością. Wokół projektu „Ostatni adres”, polegającego na ustanawianiu na prośbę krewnych ofiar państwowego terroru tabliczek na domach, w których ci ludzie mieszkali bezpośrednio przed aresztowaniem, powstał ruch społeczny. Ten silny ruch na rzecz przywrócenia historii rodzinnej jest czymś zupełnie innym niż walka inteligencji w mediach o właściwą interpretację historii ubiegłego wieku. Nowa pamięć okazuje się bardziej złożona i wielopłaszczyznowa niż podręcznik historii.
Istnieją oczywiste paralele między sprawą Karagodina i ruchem „Nieśmiertelny pułk”. W obu przypadkach potomkowie zwracają ku historiom rodzinnym i wpisują swoich dziadków w historię kraju, a na historię kraju patrzą oczami przodków. W przypadku „Nieśmiertelnego pułku” państwo postanowiło poprzeć inicjatywę obywateli. Czy gotowe będzie poprzeć i drugą inicjatywę? Czy obywatele mogą zmusić państwo, by się zmieniło?
Chciałoby się wierzyć, że na te pytania możliwa jest odpowiedź pozytywna.