Siedmiu ludzi zostało skazanych w sfabrykowanej sprawie karnej, opartej na torturach. Co to oznacza i jak do tego doszliśmy?
10 lutego 2020 roku ogłoszono wyrok w tak zwanej sprawie „Sieci”: siedmiu młodych ludzi, zwolenników ideologii anarchistycznej i antyfaszystowskiej, skazano na wyroki od sześciu do 18 lat pozbawienia wolności za stworzenie organizacji terrorystycznej lub przynależność do niej, a także przechowywanie broni lub amunicji.
Akt oskarżenia, a potem i wyrok, oparto na zeznaniach, których sąd w ogóle nie powinien był uznać za dowody – choćby dlatego, że zostały one złożone pod presją tortur. Niektórych oskarżonych torturowano po faktycznym zatrzymaniu, ale przed jego formalnym zarejestrowaniem, to jest gdy tymczasowo „znikali” z pola prawnego. Tortury stosowano także później, aż do uzyskania zeznań odpowiadających założonej wcześniej fabule oskarżenia. „Sieć” została ewidentnie stworzona na papierze, w oparciu o materiały „rejestru operacyjnego’ lewicowych aktywistów, a następnie słabo znających się lub całkiem sobie obcych ludzi zmuszono do przyznania się do przynależności do „organizacji terrorystycznej”.
Jej „członków” nie oskarża się o jakiekolwiek popełnione działania, nie zarzuca się im konkretnych planów, lecz jedynie to, że mieli oni jakoby „w nieustalonym miejscu w nieustalonym czasie w nieustalonych przez śledczych okolicznościach wspólnie z nieustalonymi osobami, kierując się anarchistyczną ideologią planować” jakieś przestępstwo. Twierdzi się, że „Sieć” miała statut i odbywała zjazdy. „Zjazdami” śledczy nazwali różne otwarte zebrania – w tym i zwykłe spotkania grupy osób, w których któryś ze skazanych brał udział lub spotkał tam przypadkiem innego skazanego (większość członów „Sieci” w ogóle się nie znała). Jak wykazała ekspertyza, „statut” grupy anarchistycznej (co samo w sobie brzmiało śmiesznie!) pojawił się na komputerze po jego skonfiskowaniu, gdy właściciel był w areszcie, i potem był redagowany przez nieustalone osoby.
Na znalezionym jakoby ubogim arsenale, na broni i amunicji, brak jest odcisków palców lub innych śladów biologicznych oskarżonych, przy czym śledczy nawet nie próbowali ustalić okoliczności, w jakich oskarżeni mieli wejść w posiadanie tej broni.
Presję wywierano nie tylko na oskarżonych, lecz i na świadków – wielu z nich doniosło o tym i odwołało swoje pierwotne zeznania. Ta rażąco słaba „baza dowodowa” została wzmocniona zeznaniami „tajnych świadków”. W toku procesu stało się jasne, że obwołana terrorystyczną i zakazana w Rosji organizacja „Sieć” w rzeczywistości nie istniała.
Przypomnijmy, że Centrum Obrony Praw Człowieka „Memoriał” uznało oskarżonych w sprawie „Sieci” za więźniów politycznych (zob. dossier sprawy penzeńskiej i sprawy petersburskiej opublikowane na stronie Memoriału)
*****
Wyrok w sprawie „Sieci” jest już nazywany „bezprecedensowym”, a jednak przykładów tego rodzaju uzbierało się przez ostatnie 20 lat sporo.
Od samego początku „operacji antyterrorystycznej” na Kaukazie Północnym rosyjskie federalne struktury siłowe i służby specjalne na szeroką skalę stosowały porwania, nielegalne zatrzymania i brutalne tortury – zarówno wobec podejrzanych o „terrorystyczne” działania, jak i wobec ludzi, o których wiedziano, że są niewinni.
W kolejnych latach owa praktyka rozprzestrzeniła się na inne regiony Rosji oraz na inne kategorie spraw, bynajmniej nie tylko na sprawy dotyczące „islamskiego terroryzmu”.
I tak, Ukraińcy Mykoła Karpiuk i Stanisław Kłych, którzy byli oskarżonymi w sfabrykowanej sprawie dotyczącej ich rzekomego udziału w I wojnie czeczeńskiej, również przyznali się do wszystkiego podczas śledztwa, pod wpływem straszliwych tortur. Akt oskarżenia był nienaukową fantastyką. Nie przeszkodziło to jednak w skazaniu ich w 2016 roku na kary 20 i 22 lat pozbawienia wolności.
Piętnastu ludzi skazanych w 2016 roku na wyroki do 13 lat pozbawienia wolności za rzekome przygotowywanie zamachu terrorystycznego w moskiewskim kinie „Kirgizja”, łączyło jedynie to, że pracując jako robotnicy budowlani, nie znając się, w różnym czasie wynajmowali łóżka w tym samym hostelu. Przy pomocy tortur zmuszono ich jednak do przyznania się do przynależności do „terrorystycznej jaczejki”.
Osoby skazane w ramach tych spraw również zostały uznane przez Memoriał za więźniów politycznych. Podobnych przykładów jest więcej.
*****
W sprawie „Sieci” o torturach i fabrykowaniu dowodów było wiadomo od samego początku, tj. od zimy 2018 roku. Społeczna komisja obserwacyjna Sankt Petersburga zdołała zarejestrować ślady tortur, o których donosili podsądni. Jednak ani szeroki rozgłos, ani apele organizacji obrony praw człowieka nie zdołały zapobiec fabrykowaniu dowodów i skazującemu wyrokowi. Ta godna czasów stalinowskich sprawa – pod względem i absurdalności oraz bezpodstawności aktu oskarżenia, i metod wymuszania zeznań, i surowości wyroku – była prowadzona przez śledczych i sąd nie w tajemnicy, nie w głuchych kazamatach, lecz w istocie publicznie, przy świetle reflektorów.
Centrum Obrony Praw Człowieka „Memoriał”, 11 lutego 2019
Tekst oryginalny:
https://memohrc.org/ru/news_old/prigovor-po-delu-seti-obydennost-nevozmozhnogo