26 maja 2017 roku w USA, w wieku 89 lat, zmarł pochodzący z Polski amerykański politolog i strateg polityki międzynarodowej Zbigniew Brzeziński przez wiele lat postrzegany w Związku Radzieckim, a potem Rosji jako zawzięty „cold war warrior” i rusofob. Waszyngtoński korespondent Nowej Gaziety Aleskandr Panow postanowił przedstawić inne spojrzenie na tę postać, wskazując, co tak naprawdę mówił i pisał Brzeziński o Rosji i jej relacjach z zachodem. Poniżej prezentujemy tłumaczenie fragmentu jego artykułu.
„Jestem głównym wrogiem narodu radzieckiego”. Te słowa przed rozpoczęciem wywiadu (w 2008 albo 2009 roku, dokładnie nie pamiętam) dla rosyjskojęzycznego kanału RTVi Zbigniew Brzeziński wypowiedział bez arogancji, tylko z uśmiechem. Autoironia to wspaniała i naprawdę rzadka cecha u polityka!
On świetnie wiedział, co o nim myśleli i myślą radzieccy, a potem rosyjscy przywódcy i jakim „jastrzębiem”, „rycerzem zimnej wojny” i w ogóle postacią mityczną był w związku z tym w oczach Rosjan – czytelników, słuchaczy i widzów mediów widzących w nim jedynie „wroga ZSRR” i „rusofoba”. Przy czym nasi rodzimi konspirolodzy, przekonani, że zmarły był jednym z głównych członów jakiegoś tajnego rządu światowego, tego „świata za kulisami” (chodzi o Komisję Trójstronną Rockefellera), szczególnie podkreślają jego polskie korzenie, krew dziedzicznego szlachcica, katolickie wychowanie, cytują Fiodora Dostojewskiego i wspominają Iwana Susanina, Minina z Pożarskim, Łżedymitra, zajęcie Warszawy przez Suworowa i rozbiory Polski. Istnieje nasza, rosyjska teoria, że w rzeczywistości Brzeziński urodził się w polskim konsulacie w Charkowie.
Doradca Cartera wiedział, że u nas uważany jest za głównego autora planu podzielenia ZSRR. Choć tak naprawdę amerykańskie władze bały się tej „geopolitycznej katastrofy” przede wszystkim z powodu nieprzewidywalnego zagrożenia wojny jądrowej. Prezydent Bush senior jak tylko mógł wspierał Michaiła Gorbaczowa i wzywał zwłaszcza Ukrainę do nieopuszczania państwa związkowego.
„Wróg ZSRR, ale nie rusofob” Brzeziński podkreślał stale: należy rozróżniać między władzą a społeczeństwem. W latach 2008-2011 w kilku wywiadach mówił, że Rosja nie jest już wrogiem Ameryki. „Mnie zawsze podobali się Rosjanie, zachwyca mnie wasz kraj. Nie podobał mi się system stalinowski, który był okrutny i morderczy nie tylko dla ludzi innej narodowości, lecz i dla wielu Rosjan. Mylicie swój kraj z jego politycznym systemem. Jeśli nie zaczniecie rozróżniać między tymi dwiema rzeczami, z dużym prawdopodobieństwem będziecie żyć pod złymi rządami” – tak patriarcha amerykańskiej polityki odpowiedział na pytanie o swoją „rusofobię” czytelnikom portalu Rosyjskiej Służby BBC w 2008 roku.
Brzeziński był przekonany, że Rosja nie może się cofnąć do czasów społeczeństwa totalitarnego. Jeszcze jeden cytat z odpowiedzi na pytania czytelników BBC Russian.com i InoSMI.Ru w 2008 roku: „Jestem przekonany, ze następne pokolenie Rosjan będzie bardziej demokratyczne niż ich przodkowie. Rzecz w tym, ze po raz pierwszy od prawie stu lat społeczeństwo rosyjskie nawiązało współpracę z zachodnimi demokracjami w bardzo wielu sferach, jak turystyka, edukacja, Internet. Wszystko to sprzyja pojawieniu się u Rosjan bardziej otwartego i prawdziwie demokratycznego wyobrażenia o tym, jak powinna być zorganizowana polityka we współczesnym społeczeństwie, że powinna być podporządkowana konstytucyjnym prawom”.
Rosja nie ma alternatywy dla zbliżenia z Zachodem, jeśli chce wyjść obronną ręką z geopolitycznej rywalizacji z Chinami. Rosja ma więcej europejskich korzeni i powiązań i z czasem może stać się członkiem Unii Europejskiej, podczas gdy utworzony przez Kreml Związek Euroazjatycki przyszłości nie ma – uważał Brzeziński.
Za 10-15 lat, mówił mi on w wywiadzie wiele lat temu, gdy Rosja ostatecznie powróci do Zachodu, nie będzie trzeba tworzyć alternatywy dla UE. Ale europejskie kraje pójdą na ścisłe zbliżenie z Moskwą tylko pod warunkiem równoległego zacieśnienia relacji z USA jako gwaranta bezpieczeństwa, bo „Rosja jest zbyt duża i nieprzewidywalna”. Równocześnie Brzeziński opowiadał się za rozszerzeniem NATO na wschód, widząc w tym sojuszu obronę polityczno-wojskową „zachodniego wyboru” państw byłego obozu socjalistycznego.
Zachód i NATO nie są zagrożeniem dla Rosji z jej ogromnym arsenałem jądrowym. Główne zagrożenie, przed jakim Rosja stoi, ma charakter wewnętrzny i jest to korupcja. „Bezprecedensowa symbioza władzy politycznej z prywatnym bogactwem istnieje na szczytach rosyjskiej elity, co wyraża się w cynicznej eksploatacji rosyjskich bogactw naturalnych w prywatnych celach tej elity. Wcześniej czy później to właśnie stanie się głównym politycznym „kamieniem obrazy i skałą zgorszenia” w Rosji, zwłaszcza w miarę tego, jak Rosjanie zaczną coraz więcej dowiadywać się o tym, że ich polityczni liderzy równocześnie są ich finansowymi eksploratorami” – te słowa zostały wypowiedziane na wiele lat przed pojawieniem się pierwszych demaskujących rosyjskie elity publikacji, w tym publikacji Fundacji Walki z Korupcją.
Nawiasem mówiąc, także i amerykański system ten zwolennik polityki Partii Demokratycznej uważał za dalece nieidealny. Oburzała go rosnąca przepaść między biednymi i bogatymi. Przeciwstawiał jej „demokrację skandynawską”, gdzie obywatele mają o wiele więcej realnej ochrony socjalnej. Ale demokrata Brzeziński stawał się bardziej prawicowy niż republikanie Nixon i Kissinger, gdy mowa była o imperium radzieckim. W ostatnich latach, po rozpoczęciu trzeciej kadencji prezydenckiej Putina, politolog mówił o rosyjskim „zagrożeniu imperialnym”, ale nie dla USA, lecz sąsiadów Rosji.
W Ukrainie, mówią dziś prorządowi rosyjscy politolodzy typu Aleksieja Puszkowa, Brzeziński widział poręczne narzędzie „osłabiania Rosji”. Ale w pierwotnym źródle Brzeziński mówił nie o „osłabieniu”, lecz o „transformacji” i o zbliżaniu się Rosji do Unii Europejskiej – w ślad za Ukrainą. Brzeziński przewidział, że możliwy jest też gorszy scenariusz. Oto cytat z czasów prezydentury Wiktora Juszczenki, a więc przed nastaniem rządów Janukowycza: „Jeśli Ukraina będzie dalej skutecznie wzmacniać swój ustrój demokratyczny (na razie udaje się jej to lepiej niż Rosji), poszerzać współpracę z Europą i stopniowo stanie się częścią europejskiej wspólnoty, może to zachęcić Rosję do pójścia w jej ślady. Ukraina stanie się dla Rosji bramą do Europy i równocześnie latarnią morską. A jeśli Ukraina potknie się na drodze rozwoju politycznego i z jakiejś przyczyny przestanie zbliżać się do Europy, dla Kremla pojawi się pokusa do odbudowy słowiańskiego imperium ze stolicą w Moskwie. A to z kolei doprowadzi do zderzenia ukraińskiego i ruskiego nacjonalizmu i wywrze skrajnie negatywny wpływ na przyszłość Rosji”.
Po Krymie Brzeziński opowiedział się nie za powstrzymywaniem lub ograniczeniem współpracy z Moskwą (jak zrobił Obama), lecz za „konstruktywnym dialogiem”. Za to jemu, jak i Henry’emu Kissingerowi, „dostało się” od najbardziej radykalnych krytyków rosyjskiego reżimu, którzy dostrzegli wtedy w tych dwóch amerykańskich politycznych emerytach „piątą kolumnę” – ale nie Waszyngtonu, lecz Kremla. Brzeziński skrytykował Obamę za słowa o Rosji jako „państwie regionalnym” i poprosił, by ten ich więcej nie powtarzał, aby nie zranić dumy rosyjskiego kolegi.
„Powinniśmy próbować pokazać Putinowi, że nie kusimy Ukrainy przystąpieniem do NATO i nie chcemy przekształcić jej w państwo jawnie wrogie Rosji. Oczywiście, Ukraina ma prawo zostać członkiem Unii Europejskiej, ale na to będzie jej potrzeba wielu, wielu lat” – powiedział Brzeziński w 2014 roku, od razu po „krymskim przemówieniu” Władimira Putina. Politologowi niezwykle nie spodobała się zawarta w tym wystąpieniu koncepcja „ruskiego miru”, w której usłyszał on tony podobne do tych, jakie można było usłyszeć w Europie przed wybuchem II wojny światowej: przed anszlusem Austrii i zajęciem Sudetów. Bardzo niepokoiła go możliwość blitzkriegu pod hasłem obrony rosyjskojęzycznej ludności na Łotwie lub w Estonii. My przecież nie będziemy walczyć, nie zaryzykujemy konfliktu jądrowego – mówił Brzeziński na przesłuchaniu w Kongresie dwa lata temu. Jednak w wielką wojnę Rosji z Zachodem on nie wierzył i nie przestawał powtarzać: zastanówmy się, kim są rosyjskie elity – one są wasze czy nasze? Jeśli ci ludzie przechowują pieniądze w amerykańskich bankach, kupują nieruchomości na Zachodzie, a ich dzieci mieszkają i uczą się u nas, to jak ona zamierza z nami walczyć?
Światu potrzebna jest Rosja – zdrowe społeczeństwo z silną gospodarką i normalnym demokratycznym systemem. Rosja wygra tylko pod warunkiem, jeśli przemyśli swoje rozumienie pojęcia siły i uświadomi sobie, że jest to nie imperialna władza nad sąsiadami, lecz udział w poszerzonej, gotowej do współpracy wspólnocie euroazjatyckiej – pisał w swoich artykułach i książkach Brzeziński.
Nie przestawał szukać rozwiązań pojawiających się konfliktów. Czasem przybierało to formy anegdotyczne. W 1994 roku Brzeziński do redakcji wydawanego w Londynie czasopisma Times list, w którym przedstawił swój plan walki z remisami w światowych rozgrywkach piłki nożnej. Zaproponował, aby w dogrywce redukowano składy drużyn do dziewięciu graczy, a potem, jeśli w ciągu 10 minut nadal nikt nie zdobędzie bramki – do pięciu.
W takich samych kategoriach można rozpatrywać jego plan podzielenia Krymu na część rosyjską, ukraińską i krymskotatarską. Nikt go teraz poważnie nie rozpatruje i także sam politolog mówił o tym jako o czymś, co można by rozważyć w przyszłości. Do końca swoich dni Brzeziński nie przestawał przestawiać figur na politycznej szachownicy.
Tłumaczenie: Katarzyna Chimiak
Tekst oryginalny: https://www.novayagazeta.ru/articles/2017/06/02/72667-uhod-grossmeystera