Rankiem 6 lipca rozeszła się informacja o zablokowaniu przez policję sztabu Aleksieja Nawalnego w Moskwie i zniknięciu młodego wolontariusza Aleksandra Turowskiego, który w nocy z 5 na 6 prowadził tam dyżur. Wkrótce okazało się, że wkroczenie do moskiewskiego sztabu i skonfiskowanie znajdujących się tam materiałów agitacyjnych i sprzętu jest tylko częścią akcji policji przeciwko rozsianym po całym kraju regionalnym sztabom Nawalnego (w tej chwili jest ich już 62 z zaplanowanych 77), a Turowski został wywieziony na komisariat, gdzie przez kilka godzin trzymano go bez jedzenia i picia. Później zawieziono do sądu, a stamtąd, gdy aktywista, który został wcześniej ciężko pobity przez omonowca, zaczął czuć się bardzo źle – do szpitala. Lekarze stwierdzili u niego wstrząs mózgu. 7 lipca po dramatycznej nocy, podczas której policjanci usiłowali wymusić wypisanie go ze szpitala, a potem znęcali się nad nim i obrażali go, młody aktywista został wyprowadzony ze szpitala, doprowadzony z powrotem do sądu i po kilku godzinach skazany na 500 rubli grzywny za „niepodporządkowanie się legalnemu żądaniu policjanta”. Poniżej tłumaczenie relacji samego Turowskiego z tych wydarzeń, którą zapisała dziennikarka Nowej Gaziety Julia Minjejewa.
W nocy z 5 na 6 [lipca – przyp. tłum.] prowadziłem dyżur, żeby nikt do nas nie wszedł. Nie możemy zamknąć sztabu, bo przepiłowano nam zamki. Musieliśmy ustalić check-holdy i każdego wieczora ktoś powinien zamknąć sztab od środka. Rano miałem zostać zmieniony.
Położyłem się, żeby się zdrzemnąć i o 6 rano obudził mnie hałas – kto po sztabie biegał. Wstałem i włączyłem szybko kamerę, bo zorientowałem się, że to obcy ludzie. Ci ludzie oglądali dużą salę, ale wtedy musieli mnie usłyszeć, bo po kilku sekundach wbiegli do pokoju i ogłuszyli mnie.
Fot. Aleksandr Turowski po pobiciu przez omonowca w moskiewskim sztabie Aleksieja Nawalnego. Twitter/ Witalij Serukanow (@serukanov_v).
Zdążyłem tylko powiedzieć „dzień dobry, a co wy tu robicie?” I w tej chwili dostałem od razu w twarz, bez jakichkolwiek żądań albo wyjaśnień.
Uderzyli mnie w ramię, walnęli w mój telefon, powalili na materac i potem po prostu bili. Wszystko, o ile dobrze rozumiem, zarejestrowała ich kamera operacyjna.
Oskarżają mnie teraz, że jakoby przeszkadzałem im w ich działaniach, nie pomagałem funkcjonariuszom policji i nie pokazałem paszportu (w raporcie policjanta było napisane, że przeciwko Turowskiemu „zastosowano ciosy bojowego sambo”, po czym, gdy odmówił on wypełnienia legalnego żądania funkcjonariusza policji i nie pokazał paszportu – red.).
O moich dokumentach wspomnieli, gdy już siedziałem w awtozaku z policjantami. Dopiero wtedy podszedł do mnie omonowiec i zapytał: „Gdzie twój paszport?”. Ja mówię mu, że stole w sztabie leży mój plecak i tam są wszystkie moje rzeczy. Dopiero potem oni ten plecak przynieśli. Przez cały ten czas próbowali dowiedzieć się, jakie jest hasło do mojego telefonu, ale ja im tego nie powiedziałem.
Potem siedziałem w awtozaku naprzeciwko sztabu i patrzyłem, jak wynoszą stamtąd wszystko, co tam było: sprzęt komputerowy i materiały agitacyjne. Oni mieli już wszystko w tym celu przygotowane. Znowu przepiłowali zamki, wstawili kraty w oknach i zawieźli mnie na komisariat.
O 7 rano wsadzili mnie do „klatki”, zamknęli i zwołali konsylium składające się z funkcjonariuszy części dyżurnej i omonowców, którzy uczestniczyli w zatrzymaniu. Wzięli Kodeks Wykroczeń Administracyjnych, zaczęli coś kombinować i wymyślać oskarżenia.
Siedzieli, długo pisali. W końcu sformułowali oskarżenie na podstawie art. 19.3. Wszystko to było jedną wielką bzdurą. Sądzę, że dla nich ważne było po prostu, żeby potrzymać mnie w celi, abym do nikogo nie zadzwonił i nie opowiedział, co dzieje się w sztabie.
Fot. Raport sporządzony przez omonowca, który przyznał, że zastosował wobec Turowskiego „chwyty bojowego sambo”, gdyż ten rzekomo przeszkadzał policjantom w wykonywaniu ich działań i odmówił im okazania swego paszportu. Twitter/ Leonid Wołkow (@leonidvolkov).
Około godziny 14 wypuszczono mnie z komisariatu. Wcześniej nikt nie reagował na moje prośby, aby pozwolono mi wykonać choć jeden telefon, nie dawano mi jedzenia, ani wody.
Gdy prowadzili mnie pieszo do sądu, zacząłem źle się czuć. W sądzie było już bardzo źle: drżenie rąk, mdłości, szum w uszach.
Wezwali karetkę, zawieźli do „Sklifu” [Instytut Opieki Ratunkowej im. Sklifosowskiego, jeden z głównych moskiewskich szpitali – przyp. tłum.]. Diagnoza: zamknięty uraz głowy i wstrząs mózgu. Tam również działy się niepojęte dla mnie rzeczy: pracownicy Instytutu Sklifosowskiego, gdy dowiedzieli się, że przywieziono mnie ze sztabu Nawalnego, zaczęli mnie traktować potwornie nieuprzejmie, słychać było jakieś oskarżenia i zniewagi.
Fot. Policjanci, którzy pilnowali Turowskiego w szpitalu i jak twierdzi on sam, znęcali się nad nim, nie dając mu spać. Twitter/ Witalij Serukanow (@serukanov_v).
Policjanci, którzy mnie konwojowali, siedzieli w nocy w mojej sali i patrzyli na mnie. Potem, po kilku prośbach, wyszli i udało mi się pospać kilka godzin.
Teraz jestem już znowu na komisariacie, siedzę tu i męczą mnie straszne nudności. Wczesnym rankiem w szpitalu powiedzieli mi, żebym się ubierał i wychodził. Dziś zapewne czeka mnie sąd. Chciałbym, żeby obeszło się bez tego.
Fot. Komentarz szefa kampanii prezydenckiej Aleksieja Nawalnego Leonida Wołkowa: „Sąd rozstrzyga kwestię kary dla wolontariusza pobitego przez policjantów” – ta fraza, obecna teraz we wszystkich mediach, idealnie opisuje rok 2017.” Twitter/ Leonid Wołkow (@leonidvolkov).
Tłum. Katarzyna Chimiak
Tekst oryginalny: https://www.novayagazeta.ru/articles/2017/07/07/73052-ya-tolko-uspel-skazat-zdraste-a-chto-vy-delaete-i-v-etot-moment-poluchil-v-litso